Międzypokoleniowe jasełka w Kleszczowie.

Minęły 4 lata od wystawienia I międzypokoleniowych jasełek w Kleszczo­wie i napisania pierwszej współczesnej pastorałki kleszczowskiej, w następnym roku(2013) podczas kolędowania została zaprezentowana kolejna pastorałka tej samej autorki.

jaselka
N. M - Skąd pomysł na tak nietypowe jasełka?

M. B. - Idea jasełek międzypokoleniowych zrodziła się w odpowiedzi na wspomnienia starszych kleszczowian (Pana Przygodzkiego i Pana Krawczyka) tradycji kolędników, która zanikła. Mówili ile trudu wymagało wyćwiczenie roli, przygotowanie strojów, ktoś inny zajmował się pisaniem tekstów. Wówczas pomyślałam, że przecież była to jakaś forma teatralna angażująca ówczesną młodzież i dorosłych, więc może czas na coś łączącego na scenie „małych i dużych”, „starych i nowych” mieszkańców

- Czy te jasełka mają być formą integracji między rdzennymi mieszkańcami Kleszczowa, a przybyszami?

Tak, chciałabym żeby każdy mógł się w nich odnaleźć.

- Co było dla Pani inspiracją?

Życie, potrzeba chwili… Ale też obserwacje i przemyślenia. Kleszczowska codzienność, którą nieudolnie próbuję oddać we wspomnianych pastorałkach.

- To był świetny pomysł z pastorałkami. Nie bała się Pani, że starszym mieszkańcom Kleszczowa mogą nie przypaść do gustu?

Zawsze istnieje takie ryzyko, że komuś się nie spodoba. Jednak wychowałam się na wsi i wiem, że starsi ludzie swoje przeżyli i swoje wiedzą, myślę że mają dystans do rzeczywistości.

- Jaki był odzew mieszkańców Kleszczowa na pierwsze jasełka, czy się podobały?

Bardzo pozytywny. Niektórzy do dzisiaj wspominają poszczególne sceny, więc myślę że się podobały.

fot. M. Mikrut

- Czy w tym roku dużo było chętnych do wzięcia udziału? Na jakim poziomie są umiejętności aktorskie kleszczowian?

Właściwie w dniu ogłoszenia prawie wszystkie role zostały obsadzone. Jedni zgłosili się sami, innym zaproponowałam rolę. W tym roku sięgnęliśmy do muzyki i tekstu Marcina Kobierskiego Jasełka na strychu. Nie mnie oceniać umiejętności aktorskie, jednak w mistrzowski sposób w rolę Świętej Rodziny wcielili się Iwona i Tomasz Glixelli z córką Helenką. Drzemiący talent aktorski i pewną łatwość gry dało się zauważyć również w odtwórcach głównych ról: Piotr Mikrut w roli Maksa i Róża Rudek jako Pola.

- Czy trudno im było przedstawić tę historię tylko za pomocą mimiki twarzy i ruchu ciała?

Większość scen opierała się na grze scenicznej tylko do muzyki, nie jest to łatwa forma. Każdy z aktorów starał się jak najlepiej oddać treść i wkładał w to serce.

- Miała Pani pomocników, czy wszystko musiała robić sama?

Moje doświadczenie w Kleszczowie jest takie, że kiedy coś robię zawsze ktoś pyta czy pomóc. Dużym wsparciem jest Pan Sołtys i Rada Sołecka. Tym razem też tak było. W sprzątaniu i rozmontowaniu sceny pomagali również aktorzy, mieszkańcy, opiekunowie kaplicy. Bardzo im dziękuję!

Czy mieszkańcy Kleszczowa chętnie przychodzą oglądać wystawiane przez Panią jasełka? Czy otrzymała Pani gratulacje za swoją ciężką pracę i trud włożony w to przedsięwzięcie?

O to trzeba pytać mieszkańców, ich obecność i ofiarność jest odpowiedzią. Spontanicznie, po przedstawieniu ktoś idzie „z kapeluszem”. Na początku mnie to zszokowało, bo przecież nie robimy tego dla pieniędzy. Pomyślałam, że skoro taka wola widowni, to przeznaczymy na jakiś szczytny cel – doposażenie kaplicy. Po pierwszych jasełkach za zebraną kwotę kupiliśmy do kaplicy obraz Jezusa Miłosiernego, w tym roku ornat i komplety bielizny kielichowej. To bardzo nobilitujące dla aktorów, że nasz trud służy w bardzo konkretny sposób wszystkim! Gratulacje?/śmiech/Nie oczekuję tego. Było sporo dobrych słów i podziękowania ze strony aktorów. Gdy coś się udaje, wychodzi super wówczas Bogu za to dziękuję. To Jego robota! Ostatecznie Duch Święty jest w nas sprawcą i chcenia i działania, więc do Niego należą efekty. Dziękuję za rozmowę!                         

                Natalia M.